Wyszukiwarka

czwartek, 5 grudnia 2013

World War Z (2013) [Recenzja]

Tytuł: World War Z (2013)
Reżyseria: Marc Forster
Scenariusz: Matthew Michael Carnahan, Drew Goddard, Damon Lindelof
Gatunek: Horror, Akcja

Pitt Vs Swiat


Kiedyś na pewnym marnym przyjęciu jadłem kurczaka bez przypraw. Na pierwszy rzut oka - kurczak jak kurczak. Niemniej smakowałby lepiej dobrze przyprawiony. Tak, marzy mi się kurczak dobrze przyprawiony. Tak samo jest z blockbusterami. Nie mogą emanować tylko dobrą realizacją ze strony efektów specjalnych, czy ilości natłoczonej akcji na jedną klatkę. Kino wciąż dojrzewa. Dojrzało do parodii, satyry i autotematyzmu. Do blockbusterów nie musi dojrzewać. Wiecie dlaczego? Bo Mainstream to poetyka pierwszego sortu.

Mainstream to nie sztuka. To środek przekazu. Radioaktywne zgliszcza Transformersów, Residentów i innych tego typu produkcji, nie pozostawiły suchej nitki na charakterze gremialnym dzisiejszego odbiorcy. Ja także nie lubię, jak koło produkcji roztacza się marketing. Ale takie są czasy. Kino zapuściło siwą brodę. Żądzą młode (czyt. głupie) pokolenia. Lecz dziś będzie opowieść o wyjątkowym blockbusterze. I wcale nie wynika to z mojego zamiłowania do filmowego zombizmu. Bo w gruncie rzeczy World War Z z klasycznymi zombie move ma tyle wspólnego ile, Zmierzch z wampiryzmem. World War Z to przejażdżka kolejką górską. Gotowi? Zapnijcie lepiej pasy...

Świat stoi u schyłku, chyba największej w historii zagłady rasy ludzkiej. Pewien pracownik ONZ (Pitt), wraz z żoną i z dziećmi, jadąc do pracy, stają się pionkami w sercu dantejskich scen rozgrywających się w samym centrum wielkiego miasta. I choć nieudolnie wypatrują asteroidy na niebie, stojąc w korku, ktoś w końcu i tak przyczyni się do swoistego efektu domina, a na ekranie rozegrają się sceny rodem z "Pojutrza" Emmericha, tylko mocniej przyprawione. Świat popadł w chaos, a to za sprawą tajemniczego wirusa nieznanego pochodzenia. Pandemia szerzy się w zastraszającym tempie, a najwyższe szychy w państwie powołują w bezpiecznym miejscu ludzi, do misji specjalnej. Tak, Pitt też tam będzie. 



Filmidło Marc'a Fostera stanowi pewną profanacje Blockbustera. Piękna profanacje. Marc foster nie stroni od kanonicznych scen, które w wielu mało ambitnych filmach stanowią punkt kulminacyjny. Foster omija ten proces szerokim łukiem, ale uświadamia widzowi, że kino akcji pozostaje tam gdzie powinno. Wszystko oparte o podobny mechanizm, z tym, że reżyser umiejętnie przekształca to w rajcowny spektakl, który chce się oglądać i oglądać. Nie chodzi wcale o efekty specjalne. Chodzi o mięso. Rozwój wydarzeń rzuca widza w sam środek zamachu bombowego. I to jest piękne!
Z redaktorskiego obowiązku wspomnę, że dzieło Fostera nawiązuje do książki Maxa Bronksa o tym samym tytule. Ja sam książki nie czytałem, i niestety nie wiem ile sam film ma wspólnego z literackim pierwowzorem. Mogę jedynie donieść, ze na ekranie World War Z wygląda imponująco. To film, który przyciągnie do siebie masy i nie da o sobie zapomnieć.Z początku karkołomny zabieg przeradza się w falę tsunami, by potem uderzyć widza z podwójną siłą. I choć zdaje sobie sprawę, że kino w kwestii zombie powiedziało dostatecznie dość, tak w World War Z obrazuje ten element, jako taką wizytówkę po świecie. Zawsze chcieliście wiedzieć, jak inne kraje radzą sobie z chaosem, i mającym nie długo nadejść, wielką zagłada? Ten film to przewodnik po takich miejscach. 


W warstwie narracyjnej rola Pitta ma wielkie znaczenie w tym filmie. W rzeczywistości ma ona tylko kumulować uwagę widza. Jeśli widz myśli, że widział wszystko - pojawia się taki World War Z. W dodatku z zombie w roli głównej. I jeśli faktycznie myślisz, że widziałeś już wszystko, piękne jest to jak bardzo się mylisz. Widowisko pełne emocji i niezapomnianych wrażeń. Dawno tak świetnie się nie bawiłem. Tego niestety nie dostarczył mi żaden film akcji od dawna. Ten szpil wynagrodził mi to z nawiązką...
Dziś dzieciom pokazuje się Star Warsy, za parenaście lat będzie się pokazywać World War Z. Mówię. Wam ten film za kilka lat będzie kultowy. I mówi to osoba z zamiłowaniem do kina niezależnego. Najgorętszy blockbuster ostatnich lat? Parafrazując do tendencji spadkowej wielkich filmideł, gdzie upadek jest tak piękny jak wystrzał pieniędzy z Box office'u, to myślę, że ten film na ten tytuł zasługuje. Takie Transformersy co najwyżej,mogą czyścić buty temu filmowi. Jeśli zaczniesz już oglądać World War Z, to własnie trącisz palcem pierwsza kostkę domina...

OCENA: 9.0