Wyszukiwarka

wtorek, 8 stycznia 2013

Przez pryzmat serii: Final Destination


Coś się kończy, coś zaczyna. I na odwrót. Znamy ten schemat nie od dawna. Łatwo można to wyegzekwować w każdej serii i z bólem na twarzy twierdząc, że nie które filmadła i ich kolejne części znacznie się przedłużyły, a nie powinno tak być skoro każda z tych części oferuje co roku, bądź co dwa lata to samo, tylko lekko podrasowane przez innego reżysera, lub tego samego, w efekcie oszukując samego siebie i co najgorsze widzów. Nie wiem czy mieliście kiedyś okazje obejrzeć taką głupią komedie z udziałem Ediego Murphy'ego o nazwie "Fałszywy Senator". Jeśli tak, to niektórzy za pewnie widzą do czego zmierzam, niedowiarkom tłumaczę: w owej komedii fabuła rysuje się mniej więcej tak: pewien oszust, nabiera ludzi na pieniądze, idzie mu dość nieźle, z pomocą kilku kumpli. Jednak pewnego dnia gdy senator umiera (nawet nie pytajcie w jakich okolicznościach) on postanawia, że podszyje się pod jego nazwisko i wystartuje w wyborach, dlaczego akurat jego nazwisko? Ano, dlatego, że był on popularny i wszyscy w okolicy znają je bardzo dobrze, a ludzie przecież oddadzą głos na to co robili zawsze i jest sprawdzone. Czujecie aluzje? Z serią Final Destination jest tak samo. Pierwsza cześć jak i druga stała się popularną i zbierała rozsądne noty, to nie mogło się obejść bez kolejnych części. Jest pobyt musi być podaż. Dzisiejsza kinematografia to biznes, cięcie kosztów, każdy chce zarobić, a łatwo trafić do dzisiejszej wypaczonej klienteli, która z wywiniętymi jęzorami wpadnie do kin i obejrzy to co od zawsze lubiła, to co zawsze było sprawdzone, jedynie bardziej doświadczeni kinomaniacy dostrzegą w tym biznesie negatywną elokwencje. I chwała im za to.

Final Destination 

Fan gore o suchym pysku to zły fan gore. I dobrze o tym wiem, co to znaczy spragniony fanatyk ludzkiej krwi. I tak było na początku 2000 roku. Gore wszystkim nam dobrze znane gdzieś uszło w tłoku po przez nastrojowe produkcje, które straszyły potencjalnych widzów. Brakowało czegoś realistycznego, czegoś co wpływało by znacząco na kino grozy, oferując jednoznacznie coś nowego i świeżego. Tymczasem James Wong wiedział jak trafić do takiej klienteli, i nie tylko.


Mieliście kiedyś złe przeczucie? Na pewno każdy zna miewa dobre jak i złe. Coś co hamuje nas przed startem i sprawia abyśmy nie podjęli kroku zbyt za daleko. Taką intuicje miał Alex główny bohater filmu, który wraz z grupą znajomych wybierał się na podróż samolotem. Od początku czuje, że coś pójdzie nie tak. Samolot zaatakują terroryści, albo wpadnie w śmiertelną turbulencje? Nic z tych rzeczy, Alex po prostu przewidział katastrofę samolotu i próbuje ostrzec wszystkich na pokładzie. Jednak z marnym skutkiem, bo wraz ze znajomymi zostaje wyrzucony z pokładu. Jak się później okazuje wizja przyszłości nie była przypadkowa. Samolot ulega przerażającej katastrofie, a Alex wraz z przyjaciółmi uniknęli śmierci? Nie, nie, nie tak prędko, film równie dobrze mógłby się zakończyć w tym miejscu z happy endem. Przez najbliższe dni bohaterowie będą musieli sobie odpowiedzieć na ważne pytanie: czy da się oszukać własną śmierć?

Film stał się hitem i jedną z ważniejszych perełek w historii horrorów jakie każdy fan musi obejrzeć. James Wong trafił w sedno. Trafił praktycznie do każdego widza, ponieważ serwuje nam danie, jakie nigdy przedtem nie mieliśmy okazje spożyć. Przeraził widzów poprzez realizm i sytuacje jakie mogą zdarzyć się każdemu z nas. W tej historii nie ma duchów i potworków, które wychodzą z pod ziemi i o suchym pysku dopadają bohaterów. Tu jest realizm i codziennie sytuacje jakie spotykają nas każdego dnia. Ilu ludzie podróżuje samolotem? Ano właśnie. Twórcy wywołują przerażenie u nas w codziennych czynnościach życiowych. Fikcja? Ani mi się śni. Wszystko ma swoje realne podłoże, i swoje odzwierciedlenie w prawdziwym życiu. Śmierć dopadnie każdego z nas, lecz od nas zależy czy będziemy się jej bać czy nie. Na nią nie da się przygotować. Kostucha w codziennym życiu towarzyszy nam, aż podwinie nam się noga, a ona zabierze nas na tamten świat. I to jest fenomen tej produkcji. Sytuacje jakie mogą spotkać każdego szarego obywatela.

Final Destination 2 

Polskie drogi znajdują na liście 10 najniebezpieczniejszych na świecie. Nie muszę chyba przypominać ilu ludzi ginie codziennie w wypadkach samochodowych. Dobra koniec tej zasranej żałoby, przejdźmy do konkretów.

Kontynuacja pierwszej części przenosi widza na amerykańską autostradę. 19 -letnia Kimberly jadąc wraz z przyjaciółmi na imprezę, doświadcza wizji w której wyraźnie widzi jak ona i jej grupa znajomych ulega w przerażającym wypadku. Spanikowana postanawia zjechać z drogi. Ku zdziwieniu jej towarzyszy, rzeczywiście miała racje. Wizja Kimberley sprawdziła się, a na drodze dochodzi do gigantycznego karambolu. Nic jednak nie dzieje się przypadkiem. Śmierci nie da się oszukać, co wynikiem jest to, że po kolei ocalali ludzie z otoczenia nastolatki giną w niezwykłych okolicznościach przy codziennych czynnościach życiowych.

Jedni twierdzą, że jest to dobry sequel, drudzy, że nic nowego nie wnoszący odgrzewany kotlet. Ja zaliczam się do tych pierwszych. Co prawda nie ma tu głębszego rozwinięcia schematu jaki zarzucił poprzedni reżyser, lecz nadal jest to dreszczowiec, który nieźle trzyma się w swoim obliczu naturalnym. A zgony bohaterów, bardziej przyprawione niż w poprzedniej części. Sens fabularny daje o sobie znać w końcowych minutach filmu i nawiązanie do pierwszej części jest jak najbardziej na miejscu.

Final Destination 3

Tym razem pałeczkę reżysera przejął ponownie James Wong. A oś fabularna ogranicza się do tego, że wypadek jaki przewiduje jeden z głównych bohaterów filmu ma mieć w wesołym miasteczku, a konkretnie na zjeździe rolecasterem. Reszta do bólu przypomina poprzednie cześci, dlaczegoż tak?

Trzecia część wyraźnie dzieli widzów. Fani dostają to samo, tylko bardziej przyprawione i nadal cieszą mordy, inni raczej podziękują i westchną w myślach po ciuchu "znowu odgrzewany kotlet". Jest w tym niestety trochę prawdy, bo nic innego przed ekranem telewizora nie doświadczymy jak obrzydzenia na widok nowych efektów gore. Nowe miejsce, nowe popisy reżysera i coraz to wymyślne zgony aktorów. Wszystko pozostaje w niezmienionej formie, nadal młodzi ludzie uciekają przed śmiercią, a jak widać nie zbyt dobrze im to wychodzi. Potrzeba jakieś świeżości w tej serii, bo to się robi już nudne. Oceniam to filmidło pozytywnie (tak macie racje, jestem po części wypaczonym widzem domagający się więcej krwi uplatanych w cyckach), ale recenzent musi być obiektywny, dlatego oceniając tą cześć przez prymat serii jest to film mizerny. Przykro mi wielka blado kostucho....

Final Destination 4 

Fabułę znacie na pamieć. Dodam tylko, że początek rozpoczyna się na toru wyścigowym, wiec możecie sobie wyobrazić do jakiej masakry doszło.To co pobawimy się w zgadywanki? Tak zgadliście, główny bohater przewidział to oczami duszy, tak zgadliście, zdążył swoich przyjaciół wyciągnąć z śmiertelnej pułapki, tak zgadliście, nie da się oszukać śmierci...

Co ma "Piła" do "Oszukać przeznaczenia" ? Oba te serie powinny zakończyć swój żywot znacznie wcześniej i są to jak najbardziej pozytywne konotacje. Z tym, że w "Saw" fabuła tak się rozwija, że nie tak prędko ją dogonimy, to w przypadku "Final Destination" stoi ona dosłownie w miejscu. Jest to do bólu odgrzewany kotlet i cięcie kosztów przez twórców. Fani będą zadowoleni, lecz niektórzy i tak się lekko mówiąc rozczarują , a jest to zasługa efektów gore, które nie wyglądają tak ładnie jak w poprzednich częściach. Wygląda na to, że reżyser lubi się pobawić efektami komputerowymi, szkoda tylko, że nie wychodzi mu to tak dobrze jak nabijanie widza na kij.

Dobra koniec tego linczu. Film, fajnie się ogląda i, aż trudno się nie domagać o większą ilość wymyślnych zgonów. Gra aktorska nie stoi na wysokim poziomie, więc ten element psuje znacząco całą średnią konserwatywność jaką zaserwowali nam twórcy. Może czas zmienić restauracje? Przejadł mi się ten schabowy.

Final Destination 5 3D 

To była tylko kwestia czasu jak doczekaliśmy się kolejnej części w 3d. Hollywood oblężony jest odgrzewanymi kotletami, co doprowadziło, że teraz każda seria musi mieć swój wyznacznik w trójwymiarze. Nie inaczej jest z horrorami. Nie liczcie bowiem na przełom w serii, i coś odkrywczego. Nastawcie się przede wszystkim na efekty specjalne jak wypaczona klientelia przy coraz to nowszych częściach Transformers. Tym razem poproszę o popcorn!


Steve Qualse oraz Eric Heisserer podążyli nieco inną ścieżką. Piąteczka to prequel wzbogacony o nowy motyw przetrwania i wywiązania się ze szponów śmierci. Żeby uratować siebie należy zmienić kolejność i narobić bałaganu w papierach kostuchy. Jest to całkiem ciekawe, ale nie łudźcie się, nie jest to nic odkrywczego, a tym bardziej świeżego w serii FD. Krwawe sceny w trójwymiarze mogą zachwycić, tym lepiej, że jest ich więcej i bardziej realistycznych.

Mała poprawka w scenariuszu, gore w 3d? Czy to nie jest za mało by przykuć uwagę widzom, którzy dawno odwrócili się od serii? Zdecydowanie tak. Można iść, ale tylko w jednym celu i jedną wielką paczką popcornu, a może nawet nie jedną?

Final Destination jest serią, która na początku nieźle się rozkręciła, a później stała w jednym miejscu. Utknęła w martwym punkcie. Pięć części, czterech reżyserów, żaden z nich nie popchnął, ani nie dodał świeżego powiewu serii. Co prawda kilka motywów w scenariuszu jest, lecz można je policzyć na palcach jednej ręki. Krótko rzecz ujmując jeśli lubisz efekty gore, to nawet fabuła Cię nie zwiedzie, i wiem to na własnym doświadczeniu, ponieważ (nie ukrywam), sam lubię popatrzeć jak krew tryska, i oceniam te filmy pozytywnie.Trzeba jedna patrzeć z innej strony, tym bardziej jak mam oceniać całą serie przez jej pryzmat, wtedy jak czarne na białym widać jak twórcy cieli koszty, żerując na popularności pierwszej części. Filmy to biznes i widać to szczególnie na takich horrorach, które dawno utraciły swój urok, a mimo tego są na siłę wpychane w gęby głodnym widzom. Smacznego!

Oceny:


Tytuł: Oszukać Przeznaczenie / Final Destination (2000)
Twórca: James Wong
Gatunek: Horror

Realizm: 8.0
Napięcie: 10.0
Klimat: 9.5

Podsumowanie: Straszydełko, niemal już kultowe. Pozycja obowiązkowa wśród horrorów. OCENA: 9.5


Tytuł: Oszukać Przeznaczenie 2 / Final Destination 2 (2003)
Twórca: David R. Ellis
Gatunek: Horror

Realizm: 6.0
Napięcie: 9.0
Klimat: 8.0

Podsumowanie: Udany sequel wzbogacony o nowe pomysły. Ciekawe zakończenie. OCENA: 8.0


Tytuł: Oszukać Przeznaczenie 3 / Final Destination 3 (2006)
Twórca: James Wong
Gatunek: Horror

Realizm: 6.5
Napięcie: 9.0
Klimat: 7.0

Podsumowanie: Można obejrzeć, lecz nic nowego nie doznacie. Fanom może się spodobać, innym odradzam. OCENA: 6.5


Tytuł: Oszukać Przeznaczenie / Final Destination 4 (2009)
Twórca: David R. Ellis
Gatunek: Horror

Realizm: 5.0
Napięcie: 6.0
Klimat: 5.0

Podsumowanie: Odgrzewany kotlet na miarę XXI wieku. Gra aktorska słaba, a efekty już nie takie dobre jak przedtem. OCENA: 5.0


Tytuł: Oszukac Przeznaczenie 5 3D / Final Destination 5 3D
Twórca: Steven Quale
Gatunek: horror

Realizm: 6.0
Napięcie: 7.5
Klimat: 6.0

Podsumowanie: Jeśli lubisz jatkę w 3d, to bez obaw obejrzyj. Reszta, niech znajdzie sobie coś ambitniejszego. OCENA: 7.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz