Wyszukiwarka

środa, 6 marca 2013

The Host: Potwór (2003) [Recenzja]



Tytuł: The Host: Potwór (2006)
Reżyseria: Joon-ho Bong
Scenariusz: Joon-ho Bong, Won-jun Ha
Gatunek: Dramat, Horror

W zagłębiu rury


Ponieważ sytuacja ekonomiczna zachodu jest tragiczna, jak podczas kryzysu naftowego sprzed lat trzydziestu, oczom kinofilom ukazują się kolejne oczojebne reedycje, sequele remake. Nie trzeba być dzieckiem, żeby wiedzieć, że wszystko to tylko ładne opakowanie, a idąc do kina po takich filmach oczekujemy masę efekciarstwa i totalnego odmóżdżenia. Wszak, nie tak dawno, do kin wchodziła Szklana Pułapka 5, co mimo niezłego wyniku w Box office, okazała się miernym produktem, będący jakąś tam reklamą dla Bruca Willisa (wódka się znudziła?). Słupek rtęci podbijają wyżej wspomniane efekty specjalne, które ostatnio są nieodłącznym elementem wielu kinowych sequeli. Wniosek? Dziś widz głosuje portfelem, ale nie zdziwcie się, jak po kinowym seansie, wyjdziecie nieco zawiedzeni. Wtedy wszelkie zażalenia, kierujcie do systemu podatkowego w kraju Abrahama Lincolna. No ale cóż, kolejny rekord w Box Offic'u został pobity! Właśnie daliście kolejną wille podstarzałym dziadkom, którzy drapiąc się po jajach w każde Boże rano, naśmiewają się z Ciebie, wypaczony widzu...

A co jeśli powiem, że efekty specjalne nie musza być wyznacznikiem totalnego odmóżdżenia? Kto szuka ten znajdzie, ale raczej radzę szukać na półwyspie koreańskim. Trochę historii, kliencie. W 2006 roku na festiwalu w Caness sporą sensację wzbudził koreański film "The Host" w reżyserii Joon -ho Bong'a.I choć była to wysokobudżetówka, cała zaprezentowana konwencja miała drugie dno. Po mimo dzielących różnic, pomiędzy Europejczykami a Azjatami, film niósł ze sobą sporo symboliki, odniesień i niezłej wizji reżyserskiej. 

Co byście zrobili, gdyby na rzecznym tarasie, gdzie odpoczywają ludzie, pojawił się ni stąd ni zowąd, wielki stwór przypominający rybę? Zapewne,sięgnęlibyście do kieszeni po świecące nadgryzione jabłuszko i w obliczu dramatu, nagrywalibyście całe zajście. Zapewne tak by było i w tym przypadku, ale na nasze szczęście reżyser nie miał ani krzty amerykanizacji. Wiadomo, chaos panika, bestia goni tu i tam, niszcząc dosłownie wszystko. W centrum tych istnie dantejskich scen, znalazła się też pewna rodzina, która prowadziła barek z proviantem nad rzeką. Los sprawił, że dotąd córka, która była oczkiem w głowie, zostaje porwana i wciągnięta do rzeki, przez bestie zostawiając po sobą nienaturalny plusk wody. Zdesperowany Ojciec wraz z wujkiem, postanawiają za wszelką cenę odnaleźć dziecię.

The Host: Potwór, trudno jednoznacznie zaszufladkować. Elementów horroru jest niewiele, głównie poprzez dramatyzm sytuacyjny ukazany w niektórych scenach. Potwór, który stanowi swoisty punkt kulminacyjny dzieła, przypomina trochę stwora z filmów Science-fiction. Także, dzieło Joon-Ho Bong'a trudno przypasować do jakiejkolwiek gatunkowości. Nie zmienia to faktu, że film jest wysokobudżetowy i zajął sporo czasu twórcom. Głównie za pełno scen kręconych na słynnych mostach w Seulu i efekty specjalne, które przypominają jak dzieło mistrzów Nowo-Zelandzkiej filmowej technologii.
Trudno zauważyć jakikolwiek wpływ amerykanizacji na te dzieło. Obraz jest własną wizją reżysera. Wygląda to trochę tak, że reżyser naśmiewa się z amerykańskich twórców, którzy w wysokobudżetowe produkcje, pompują masę dolców, nie pozostawiając w głowie widza nic, tylko pamiętne sceny w 3d. The Host, cechuje się wielowymiarowością, i złożolnością. Koreańczykowi, można jednak zarzucić trochę nierówne wprowadzenie widza. O ile pierwsze 20 min, są porywające, potem widz ma wrażenie, że reżyser za bardzo poszedł w stronę post-apokalipsowego surrealizmu, trochę nużąc filozoficznymi przesłankami o ustroju politycznym kraju, wymawiane przez bohaterów. Jednak, to czym film zdobył zaufanie widza, powraca na równe tory, serwując nam nieustanną akcje, która w gruncie rzeczy może okazać się przewidywalna, ale tak serio trudno stwierdzić jak film mógłby się zakończyć. 

Interpretowanie obrazu, nie musi być czynem skomplikowanym. Film jest pełen symboliki, a końcowe sceny, tylko potwierdzają tą tezę. Bohaterowie nieodłącznie także stanowią element krajobrazu wykreowanego przez Bong'a. Nie są to pionki podatne na głupie dialogi, jak kto głównie bywa w popcornowych produkcjach. Aurę wokół zamieszania, rozświetla ciekawie zaprojektowana ścieżka dźwiękowa, i czasem pomysłowe zdjęcia. To udany eksperyment, który zapewne wyląduje w kąt po pierwszych 15 minutach. To film z tej kategorii ,która "albo się wciągniesz albo zaprzestaniesz" i trudno się z tym nie zgodzić, ze względu na fakt, że reżyser czerpie pełnymi garściami z wielu gatunków, przerabiając taką mielonkę na swój własny światopogląd. I może to decydować o wyjątkowości tego ciekawego eksperymentu, wszak dziwaczne i trochę przerysowane, nosi ze sobą coś więcej niż początkowo wysuwające się na pierwszy plan efekty wizualne. Amerykańscy twórcy, się zarumienią, a widz może dostać palpitacji. Nie każdy kupi taką konwencje.

Bezpardonowo, cenie sobie filmy ze stajni azjatyckiej. I choć pajam miłością do amerykańskich klasyków, pod względem jakościowym przegrywa on z kinem Azjatyckim, które cenię trochę wyżej niż hamburgerowe ruchome obrazki. The Host, może nie jest wielkim arcydziełem, ale uważam, że warto pokusić się, ze względu na wyjątkowość. Wypełnione po brzegi, efektami specjalnymi filmy pozostawią po sobą pustkę w głowie? The host jest przykładem, że wysokobudżetowe produkcje niosą ze sobą iloraz, zahaczając o inteligencje widza. Jak każdą koreańską perełkę, przypinam do filmu plakietkę "polecam", a wy sami zdecydujcie czy obejrzeć. Łykniesz na sucho czy z popitką? Zależy od Ciebie. W razie skutków ubocznych eksperymentu, na profilu macie mój e-mail, możecie mi nawrzucać. Wydrukuje je sobie i będę miał czym palić w piecu.

OCENA: 7.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz