Wyszukiwarka

sobota, 20 kwietnia 2013

Początek i koniec świata według Triera

uwaga: Spoilery!

Świat, przez wielu nazwany okrutnym, wiec dlaczego Bóg tworząc naszą planetę nie pomyślał o konsekwencjach w przyszłości? Tak uważa Lars von Trier. jeden z najbardziej skandalicznych wizjonerów Europy. Reżyser renesansu, który osiągnął sukces tylko dlatego, że w swoich filmach przedstawiał myśl i swój własny światopogląd. Będziemy się skupiać na jego dwóch ostatnich filmach, jakie nakręcił. Mianowicie kontrowersyjnym i bezpośrednim obrazem, który nawiązuje do religii chrześcijańskiej "Antychryst", a także o wielkim przegranym na festiwalu w Canes, "Melancholia". Oba te filmy, według mnie, są poniekąd powiązane. "Antychryst" jest wyznacznikiem początku ludzkości, a "Melancholia" pięknym końcem. Jeśli mieliście problem w odbiorze obu tych filmów, zapraszam do obszernej ściągawki poniżej. Przedstawię wam swoją myśli i analizę tych produkcji, a także wyjaśnię co chciał uczynić Trier kręcąc oba te nietypowe obrazy.

Prolog



"Próbuję napisać scenariusz o erotycznej ewolucji kobiety. To będzie czterogodzinny film porno" - Lars von Trier


Na początku mała wzmianka o samym reżyserze. Jak wyżej wspomniałem jest on jedną z bardziej charakterystycznych osobowości współczesnego kina. Jego filmy są na swój sposób niezwykłe, bo nie manipuluje na lewo i prawo efektami specjalnymi. Potrafi urzec widza swoją niepoprawną myślą, która później zostanie skatowana przez krytyków, ale doceniona wśród inteligentnej klienteli. Po sukcesie "Przełamujących fal" przyszedł czas, by urozmaicić swoje CV o obszerną notkę. Wszak Trier nie przestał kręcić melancholijnych i psychodelicznych klimatów, to tym razem uwzględnił w scenariuszach także poglądy polityczne, religijne. Jego filmy są zagadką dla odbiorców, niektóre z nich ciężko na swój sposób zinterpretować, bo są tylko odzwierciedleniem myśli samego Triera. Duński reżyser nie jest jednak taki głupi, pozostawia nam wiele furtek, symboliki i odniesień, które otaczają nas świat i nawiązują do treści fabularnej, które tylko czekają , aż wyłapie je widz. Niezłe, prawda?

Jego wizja jest niezłą odskocznią od hamburgerowych betonów, które zalewają współczesną kinematografię. On jednak się nie przejmuje, wie, że zawsze jego perełki trafią do odpowiedniej grupy odbiorców. Doceniam takich reżyserów, którzy za kamerą tworzą wielopoziomowe filmy, z nutką zagadki dla odbiorcy. Nie bez powodu jego poglądy nazwano królestwem Larsa. Ostatnie jego dwa filmy "Melancholia" i "Antychryst" potwierdzają tylko tę regułę.



Początek ludzkości (Antychryst)

"Antychryst" jest trudnym w odbiorze filmidłem, ze względu na swoją wielopoziomowość i temat na scenariusz. Symbolika zawarta w filmie oraz przesłanie nie jest jednoznaczna, ale postaram się was trochę "oświecić" w tej kwestii. Gdy bardziej zrozumie się film, podwyższa się jego samoocena.

Zacznijmy od samych bohaterów, którzy podczas uprawiania stosunku seksualnego, nie dostrzegli jak ich dziecko wypada przez okno. W efekcie jego zwłoki lezą na ulicy, gdy dochodzi do orgazmu. Żal i rozpacz otaczają głównych bohaterów, jednak najbardziej dotknęło tą tragedią matkę. Ojciec, jak to na psychiatrę przystało, postanowił wziąć swoją żonę pod swoje skrzydła i rozpocząć terapię, aby pogodziła się ze śmiercią swojego syna. Małżonkowie wyruszają na dalekie odludzie, z dala od miastowego zgiełku i społeczeństwa. Las i stary domek to początek terapii, która ma wyzwolić ją z popadania coraz bardziej w obłęd.


Ta scena, stanowi ucieczkę w psychice bohaterki do "Edenu", aby pokutować za grzech

Trier nie bez powodu, nie udzielił imion bohaterom. Jest kobieta i mężczyzna, małżeństwo, Ona i On (tutaj pojawia się pierwsze odniesienie do religii, Adam i Ewa). Ich zachowanie ulegnie znacznej metamorfozie, kobieta jest pierwiastkiem żeńskim, i bardziej podatna na zło, które doprowadza ją do melancholijnego stanu depresyjnego. Z początku jest żal, potem agresja. Mąż ze wszystkich sił stara się pomóc swojej żonie, jak się później okazuje nie jest to takie proste.

Las jest taką alternatywną wersją Edenu. Natura także w tym filmie gra pierwsze skrzypce. Ciemny, pełen gęstych zarośli, mroczny w nocny, piękny o poranku. Zwierzęta nie są przypadkowe, Lars wyraźnie daje nam znać, że są one odzwierciedleniem uczuć kobiety, która nie potrafi ich okazywać. Pod koniec filmu, gdy sarna, kruk i lis przychodzą do chatki, jako "trzej żebracy", to idealny przykład na to, że zło odebrało namiastkę człowieczeństwa kobiecie i zawładnęło nad nią. Poczucie winy jest takie mocne, że postanawia odciąć swoje wargi sromowe nożycami, postępuje tak, aby seks jej nigdy nie sprawiał już przyjemności. Odkupienie za grzechy, to kolejny ukłon do księgi tysiąclecia.

Kobieta to zło i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Trier ukazuje ją jako istotę, która nie może w naturalny sposób przejawić swojej agresji. Za wszelka cenę chce pozbyć się męża, obarczając go winą. Gdy przybywają na początku filmu do domku padają słowa, które oskarżają go o to, że nie poświęcał zbyt dużo czasu swojemu dziecku. Ciągle uciekał do swojej pracy, nie spędzając z nim czasu wolnego. Scena z uziemieniem psychiatry wskazuje na to, że kobieta wyładowała ten element agresji na nim. Tak, by nigdy nie uciekał od swoich obowiązków rodzicielskich.


Alternatywna wersja zmartwychwstania

Nie mogło zabraknąć także symboliki zmartwychwstania. Idealnie ukazuje to scena, gdy On uciekając od obłędu kobiety, do lasu chowa się w lisiej norze, a potem zakrywa małym głazem, by uniknąć bolesnej konfrontacji. W norze przeszkadza mu czarny kruk, którego po wielu próbach nie da się zabić. Zło na tę chwile, znika z umysłu kobiety i przeobraża się w żal i poczucie winy. Niczym Maria do ukrzyżowanego Jezusa.

Gdy seans powoli dobiega końca, fabuła zmienia się o 160 stopni. Dowiadujemy się, że dziecko (tak wynika z autopsji) miało zdeformowane stópki. Nie wiadomo jednak co tą myślą chciał udowodnić reżyser. Z jednej strony, wskazuje na chorobę psychiczną kobiety, która mogła się pomylić, kiedy zakładała buciki dziecku (sama to powiedziała), z drugiej strony, dziecko mogło urodzić się z tą wadą i gdy przechodziło obok okna, potknęło się nieszczęśliwie, a po chwili spadło na ziemię. To jedna z niewielu furtek w tym filmie, która pozostaje do własnej interpretacji, tak jak sam obraz antychrysta, który mógłby występować w każdej formie, nawet jako samo miejsce rozgrywanej akcji (domek) czy las. Ja jednak postawiłem na kobietę, wiele wskazuje na to, abyśmy czuli do niej niechęć i objaw złej energii jaką egzystuje sam szatan. Wiele czynników przemawia znów za inną tezą. Tak więc obraz Antychrysta należy odnaleźć samemu w kontekście religijnym.

Zakończenie filmu jest wybawieniem dla niego, po uśmierceniu własnej żony. Zwyciężył, i można powiedzieć, że odkupił własne grzechy, lecz nie pozostał bez winny. Ostatnia scena filmu, to zemsta kobiet, które znowu zostają przedstawione przez Triera jako zło ucieleśnione, dlatego każdy pierwiastek żeński ma zamazaną twarz. Jako zło oczywiste. 

Koniec ludzkości (Melancholia)

Już macie odpowiedź dlaczego sądzę, że oba filmy są lekko powiązane. "Antychryst" zwiastuje początek ludzkości na tle Boga i szatana, zaś "Melancholia" jest jego pięknym końcem.

W tym przypadku sprawa jest nieco inna i bardziej skomplikowana. Film skupia się na trzech elementach. Końcem świata, który ma być wywołany przez tytułową planetę, główną bohaterkę Justine, która popada w depresje, i jej siostrę Clair. Zacznijmy od Justine, która jest odzwierciedleniem stanu umysłowego... reżysera.

Justine ma specyficzny pogląd na świat, jednak nie potrafi doceniać wartości ludzkich, jakby jej życie dawno przestało mieć smak. Pierwsza połowa filmu to jej ślub. Jakby się mogło wydawać to jedna z najpiękniejszych chwil z życiu. Nic jednak bardziej mylnego, dla niej jest to tylko kolejnych tchnieniem w ponurym i okrutnym świecie. Gdy na niebie dostrzega gwiazdę, bohaterka popada w melancholijną depresje. Zapomina o całym przestawieniu, a takie wartości jak miłość czy pieniądz już dla niej nie istnieją. Nie na tym świecie. 



Tonąc wśród lilii wodnych, to stanowi konkluzję depresji


Melancholia, czyli planeta, która ma uderzyć w ziemie, to piękno i jedyny sens jej istnienia. Gdy widzimy scenę, w której naga Justine, leży na łonie natury, w blasku niebieskiej planety, wówczas tworzy się wieź, imersja pomiędzy bohaterką, a ciałem niebieskim. W drugiej połowie filmu, jej stan depresyjny, przerodził się w chorobę umysłową i w zapomnienie. Jednak im bliżej katastrofy, tym lepszy stan bohaterki, i wcale nie chodzi o to, by pogodzić się ze śmiercią, tylko o to, by znaleźć sens nowego życia, na szarym końcu ziemskiego.

Clair (na której skupia się druga część filmu) jest znacznym przeciwieństwem jej siostry Justine. Ma wszystko, męża, bogaty dom, syna oraz beztroskie życie, do naturalnego końca swojej egzystencji. Kiedy świat dowiaduje się o istnieniu Melancholii, w Clair zachodzą poważne zmiany. Niewyobrażalny strach, przed czymś, co może zniszczyć jej pętle życia na osi czasu. Pozbawić wartości ludzkich i wszystko co do tej pory obejmowała miłością. Im bliżej do końca świata, tym większy strach.

Nie ma ucieczki przed czymś, co jest zwiastowane na niebie. Dlatego, wszelkie sceny związane z jazdą konną kończą się, gdy docierają one do mostu. Zwierzęta nie chcą go przekraczać, jakby Trier wyznaczył wyraźną granicę, na której ma dojść do pięknego końca świata, i granicę, której nie da się przekroczyć, tak, aby śmierć spotkała każdego, we własnym otoczeniu. Jest to zastanawiający element fabularny, który pozostaje do własnej interpretacji, ponieważ co by się stało, gdyby się okazało, że ktoś przekroczył tę granice?



Film w każdym calu przypomina nam, jak bardzo jesteśmy od siebie różni


Stan depresyjny Justine, to stan umysłu Triera, ten film był mu potrzebny, bo sam reżyser kiedyś popadł w depresje. Postać Jutine to fikcyjna wersja samego reżysera, który w dzieciństwie popadał w depresję. Mogłoby się jednak wydawać, że tylko Justine na coś cierpiała, a może tak nie jest? Na myśl przychodzi mi jedna z najbardziej tajemniczych scen w filmie, mianowicie o dołkach golfowych. Na początku Justine jest zapytana ile dołków golfowych posiada pole golfowe, odpowiada ona, że jest ich dokładnie osiemnaście, to prawidłowa odpowiedź, świadczy o tym mina Johna (męża Clair). Jednak gdy w ostatnich minutach filmu, obserwujemy ucieczkę Clair, przed końcem, dobiega ona do ostatniego dołka na polu golfowym. I nie jest ich osiemnaście tylko dziewiętnaście. wszystko wskazuje na to, że dołek nie istnieje, a jest wyobrażeniem samej Clair, która nie potrafiła uciec przed strachem. 19. dołek to symbolika ucieczki poza granice mostu. Jedni mogą stwierdzić, że Justine się pomyliła w liczeniu dołków, ale ona jest nieomylna. Jeśli w to wątpicie, przypomnijcie sobie scenę z fasolkami...

Mylił się jednak John, który na początku twierdził, że Melancholia przejdzie obok naszej planety. Tak się nie stało, a John wiedział o tym od pewnego czasu. Widział, że dojdzie do czołowego zderzenia z ciałem niebieskim, jednak by nie zawieść rodziny i najbliższych, w ciszy zakończył swój żywot. Wolał, aby zapamiętano go jako nieomylnego astrofizyka niż człowieka o bezdusznej nadziei. Justine nie bała się końca świata, przeciwieństwie do Clair, mimo iż dzieliła je pewna granica, to nie można zapominać o pewnej więzi pomiędzy dwoma siostrami. Dlatego ostatnie chwile życia na tej okrutnej planecie, która zadawała jej tyle bólu, postanowiła spędzić ze Clair i z jej synkiem, budując "magiczną grotę" z gałęzi. O ile ona będzie stanowiła dla Clair ostatnią namiastkę nadziei, to dla Justine nie ma ona żadnej wartości.


Epilog


Oba filmy są myślą Larsa Von Triera i światopoglądem na pewne rzeczy. Religia i ludzkość według Triera, to uwiecznienie namiastki narodzin i śmierci. Psychologiczne klimaty, oraz charakterystyczne spowolnienia świadczą o tym,że autor chciał nam przekazać swój stan umysłu do własnej interpretacji. Niestety, w przypadku "Melancholii" i "Antychrysta", wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi, a symbolika zawarta w fabule jest na otarcie łez widzom, którzy szukają jakiegokolwiek przesłania. Jednak czy będzie ono prawidłowe? Prawdziwą odpowiedź zna tylko sam reżyser, my możemy tylko gdybać.
Jedno jest pewne Trier nie przypadkowo ukazał początek i koniec świata. Duński skandalista odnosi się do okrutnego życia na ziemi. Antychryst, ukazuje narodziny naszej planety oraz ludzkości, przez Boga, a Melancholia konsekwencją na to co stworzył Bóg, Justine to ikona, ludzi, którzy uważają podobnie. Dla nich uderzenie planety w naszą jest wybawieniem. Zatem Bóg (o ile istnieje), może poczuć się winny.

Mam nadzieje, że poniekąd pomogłem wam w interpretacji tych dwóch nietypowych obrazów. Są to filmy dość trudne i ciężkie w odbiorze, dlatego taki przejaw treści nad formą jest idealnym przykładem na to, że Trier to wielki reżyser. Nie tworzy on dla kasy, tworzy on, by ukazać swoją refleksie światu. Jeśli nazwisko Trier jest ci obce, to radzę zmienić dilera (czyt. upodobniana, preferencje filmowe), no, chyba ze nadal wolisz być spełnieniem czyjegoś mokrego snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz