Wyszukiwarka

niedziela, 24 marca 2013

Z Innej Beczki: Full Metal Jacket (1987) [Recenzja]



Tytuł: Full Metal Jacket
Reżyseria: Stanley Kubrick
Scenariusz: Stanley Kubrick
Gatunek: Dramat, wojenny

Born to kill


Patrząc na premiery kinowe i dvd, zaczynam się coraz bardziej zastanawiać dokąd zmierza współczesne Hollywood. Same sequele, remaki, a jak już coś oryginalnego wyjdzie, to rzecz jasna rajcuje tylko wypatroszoną klientelę. Weźmy na celownik takiego "Teda", niby odniesienie do amerykańskiej popkultury, ale sam film jest tylko marną przekąską dla widzów, którzy w filmach doceniają idiotyczne poczucie humoru. Miś, który nie posiada przyrodzenia, stanowi dla niego istotny problemem, bo oprócz ćpania, chciałby jeszcze bzykać jakieś cytate blond niunie. Pytanie, jak bardzo trzeba być wypaczonym widzem, by sięgać po takie tytuły? Ja podziękuję, postoję jak na razie przy klasykach...

Marzec, a więc przyszedł czas na koleją produkcje Kubricka. Po "Full Metal Jacket" sięgałem wiele razy i za każdym razem, gdy wpatrywałem się w te ruchome obrazki, dostrzegam coraz więcej przekazów jakie serwuje nam mistrz. W przeciwieństwie jednak do Tarantina, który z gówna potrafi ulepić pomnik, to Kubrick nawet w najprostszej scenie, ukazując jednocześnie dramaturgie i emocje, potrafi dla widza przesłać ukryte podteksty. Nie inaczej było w "Full Metal Jacket", który z pozoru przypomina film wojenny, stanowiąc odpowiedź na "Czas Apokalipsy" genialnego Coppoli. Z pozoru, bo tak naprawdę trudno klasyfikować to dzieło do wojennej kategorii. To przede wszystkim opowieść o słabościach ludzkich, tak głębokich i dosłownych, że celują tylko w inteligencję odbiorcy. I jak nie nazwać tego gościa Mistrzem?

Na początku poznajemy oddział szkoleniowy, który pod wodzą demonicznego i stanowczego sierżanta Hartmana, przygotowuje grupę młodych ludzi na spotkanie z bezlitosną wojną w Wietnamie. Potem Kubrick bezpośrednio przenosi nas w realia toczącego się na polu bitwy piekła. Film nie byłby przecież taki niezwykły, gdybyśmy oglądali toczące się walki na fontach, to tylko pretekst do następnego etapu jaki przygotował dla nas reżyser.



Obraz można śmiało podzielić na dwie części. Jak wyżej wspomniałem, pierwsza przenosi nas do obozu szkoleniowego. Poznajemy tam Dżokera, który wraz z innymi młodzieńcami przystępuje do służby wojskowej. Jednak najbardziej intryguje nas postać stanowczego sierżanta, który twardą ręką prowadzi ten oddział. Trzeba zwrócić tutaj uwagę na genialną grę aktorską, a przede wszystkim na R. Lee Ermeya, i jego kreacje. Jego teksty zapamiętam na dłużej niż wszystkie suchary Karola Strasburgera razem wzięte. Intryguje jeszcze bardziej niż Marlon Brando jako Pułkownik Walter E. Kurtz w "Czasie Apokalipsy" Francisa Ford Coppoli. Najważniejsze dla reżysera było to, abyśmy w pierwszej części poznali jak zwykli młodzi ludzie przeobrażają się w bezlitosne maszyny do zabijania, pozbawienie jakiegokolwiek człowieczeństwa, gotowi do przerobienia żółtków w zgniłą mielonkę dla psów. Urodzeni, by zabijać, gotowi do pociągnięcia za spust swojej ukochanej. Gdy przejdą ten test, nie są zwykłymi żołnierzami, to bezlitosne bestie. Dosłownie i w przenośni. 

Drugi etap scenariusza przenosi nas już do Wietnamu. Dalej obserwujemy losy Dżokera, który dostał się do oddziału dziennikarskiego, jako korespondent wojenny. Znudzony ciągłym pisaniu o newsach dotyczących amerykańskiej marynarki wojennej, nie może doczekać się chwili, kiedy wyląduje na prawdziwym polu bitwy. Wraz ze swoim fotografem dostaje zadanie, by odnaleźć i dołączyć do oddziału, który dzielnie walczy na dalekich frontach Wietnamu i udokumentować ich każde działania. Gwoli ścisłości nie jest to typowa naparzanka o losach amerykańskich Marines, którzy polegli w Wietnamie. Cały film posiada tyle ukrytych przesłań, jakie można dostrzec w każdej linijce napisanego scenariusza. Przejdźmy jednak do sedna sprawy.

Kubrickowi zależało najbardziej, aby widz skupił na bohaterach, którzy ostrzeliwują kolejne wrogie jednostki w miejskiej dżungli. Każdy z ich jest gotów, by zabić z zimną krwią. Z początku sam Dżoker nie wie czego chce. Przeciwny masowemu mordowaniu żółtków na polach ryżowych (kobiety i dzieci), jednak jego przekonania zostaną wystawione na ciężką próbę, czy naprawdę wie więcej o wojnie niż resztą oddziału. Czy będzie gotowy powstrzymać swoją presje i rozstrzelać każdego co staniu mu na drodze? Te odpowiedzi, zostaną udzielone, ja już wiem jakie są i nie chce wam psuć zabawy, bo odkrywanie przekazów i manipulacja nad widzem to największe atuty twórczości Kubricka. Urodzeni, by zabijać. To niejedyny przekaz płynący do widza.

"Full Metal Jacket" to nie film wojenny, to bezpośrednia krytyka sensu wojny. Kubrick zawsze chciał w niezwykły sposób skrytykować nawet amerykańską marynarkę wojenną, zrobił to w mistrzowski sposób, a najlepszym na to dowodem jest właśnie ten film. Żołnierze, których poznajemy, to tylko pionki w grze mistrza, sama wojna to tylko pretekst Kubricka i ostra krytyka ze strony reżysera. Ostatnie 15 minut filmu utwierdzą was w przekonaniu jak bardzo wojna zmienia ludzi. "Urodzeni, by zabijać, ale czy gotowi by zabić?" Rzekłem.

To najlepszy film opowiadający o lasach Marines w Wietnamie. "Czas Apokalipsy" i "Full Metal Jacket", to z pozoru prawie te same dzieła. Z pozoru, lecz w ogólnym rozrachunku oba te filmy niosą ze sobą tyle przekazów, że nie połapie się w tym zwykły kinofil. Jeśli pokochałeś "Czas Apokalipsy", to "Full Metal Jakcet" zapisze się w twojej głowie jako najlepszy przekaz płynący z wojny. Szkoda tylko, że nie każdy potrafi docenić krytykę Kubricka, większość dostrzega to filmidło jako kolejną produkcję o wojnie w Wietnamie, drapiąc się jednoczenie po swoich genitaliach. Ci jednak widzowie są niczym jak Marines w obozie szkoleniowym, zmanipulowani do sedna swojego człowieczeństwa. Smutne to, a jakże prawdziwe, niech się oni jednak trzymają z daleka od tego dzieła, bo może zostać zgwałcone niczym perełki azjatyckiego kina przez Amerykanów, którzy przerabiają to na swoje mięso. I komu tutaj polecić Twój geniusz, Kubricku?

OCENA: 9.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz