Wyszukiwarka

sobota, 4 maja 2013

Ciemna strona wiary


Czy jestem wierzący? Podobno tak. Oczywiście! Gdy przychodzę zmęczony po szkole, po ciężkim dniu, nie omieszkam sobie pościć kilka kawałków Manson'a z albumu "Antichrist superstars'", a przesłanie płynące z każdego mocnego brzmienia trafia do mnie bardziej niż wszystkie gadki mojego pastora o wypełniających się proroctwach w dzisiejszych czasach. Uważam jednak, że te oba elementy nie mają nic wspólnego z tym, jak sobie weryfikuję Boga. 
Zastanawiacie się na pewno, dlaczego pisząc artykuł o horrorach z półki "Egzorcyzmy" wspomniałem o swoich preferencjach ideologicznych. Otóż kino grozy opowiadające o obrzędach egzorcystycznych wyraźnie dzieli widzów na dwie kategorie. Tak samo jeśli chodzi o wiarę w Boga. Jak ocenią Ateiści film o opętaniu? W swojej nawiązce zamieszczą obszerny tekst o tym jak bardzo film oddala się od realistycznego podłoża i jest skierowany do widzów skłonnych uwierzyć w wydarzenia rozgrywające się na ekranie, rzucając mięsem w stronę banerów reklamujących owe filmidło, że historia która wydarzyła się naprawdę jest wnioskiem wyciągniętym z dupy. Takie produkcje są narażone wówczas na słaby popyt u niewierzących, natomiast wywołają przerażenie u widzów wierzących w Boga, a jednocześnie także w Szatana (świadomie).

Najlepszym przykładem, który dzieli widzów jest jedna z najgłośniejszych produkcji ostatnich lat. Mam namyśli oczywiście "Egzorcyzmy Emily Rose" Scott'a Derickson'a. Scenariusz ściśle oparty na historio Annellese Michel, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Sam reżyser nie uwzględnił swojej autobiograficznej refleksji w filmie, pozostawiając jakiekolwiek pytania bez odpowiedzi. Najważniejsze z nich to czy Rose umarła w wyniku choroby psychicznej, pominiętej przez księdza i jego otoczenia, czy w jej życie wkradły się istoty nieczyste. Po obejrzeniu filmu powstała obszerna debata, w której wzięli udział ateiści i katolicy, każda z tych stron przedstawiła argumenty, które miały rzekomo wytłumaczyć na jaką chorobę popadła Rose. Odbiór tego filmu zależy przede wszystkim czy jesteś religijny czy nie. Żaden z nich nie będzie jednak właściwy.


Ukłon w stronę ateistów zrobili Francuscy wizjonerzy kina, którzy przedstawili historię Dorothy Mills i jej rzekomego opętania. Nie będę zdradzał zakończenia, ale w tym przypadku nie jest ważne na jakich faktach opiera się ta opowieść. Jedno jest pewne, egzorcyzmy w tym przypadku to solidny rodzaj krytyki dla coniedzielnych polaczków chodzących do kościoła. 


Cofnijmy się jednak do lat 70-tych, w których narodził się nurt filmów o opętaniach. "Egzorcysta" Wiliamia Friedkin'a to jeden z tych horrorów, na których puścisz bakcyla ze strachu jeśli jesteś wierzący. Gdyby nie ten film, to kto wie w którym kierunku podążyło by kino nastrojowe. Jeden z bardziej przerażających obrazów, głownie dlatego, że ukazuje dramaturgie tytułowego bohatera walczącego z siłami nieczystymi, dla ateistów to mocny cios w mordę, ale o wiele mniej przerażający. Nic dziwnego, że w kolejnych sequelach Friedkin nie chciał uczestniczyć na planie filmowym.

Moda na kręcenie horrorów z ręki poszła w niesmak, po premierze "Paranormal Activity" na dużych ekranach. A mimo tego tak wielu reżyserów chciało jeszcze dołożyć swoją cegiełkę. Nie ma to jak nakręcić cały obrzęd liturgiczny kamerą, a potem go puścić w świat. nieważne czy na faktach, czy nie, historia będzie prawdopodobna dla tych, którzy odpowiadają się po stronie Boga. Kręcenie kamerą ma być dodatkiem realnego podłoża. No tak! Przecież na to nie wpadli kśiędzowie, którzy próbowali wyciągnąć Lucyfera z ciała Michel, bo co? Nie wolno im? Jedyne udokumentowanie tego obrzędu tkwi gdzieś w Niemieckim klasztorze na starych taśmach dźwiękowych. "Ostatni Egzorcyzm" nieźle się promował ukazując przerażający plakat. Reżyser miał nadzieje, że ludzie dadzą się nabrać na drugie "Egzorcyzmy" tym razem na rzekomych faktach, no bo przecież wszystko zostaje sfilmowane na kamerze. W ogólnym rozrachunku Stamm (reżyser filmu) zaoferował widzą mroczny obrazek, ale pusty jak gotycki art z wampirami na pulpicie Windowsa.




Do dziś się zastanawiam dlaczego powstał sequel. Tytuł film mógłby stanowić samą w sobie parodie gdyby nie durna zagrywka ze strony producentów dopisując "część drugą" Na pierwszą wybrało się wiele widzów, może dlatego, że byli głodni kolejnych egzorcyzmów po Emilly Rose? Jedno jest pewnie to nic innego jak cięcie kosztów i patroszenie portfela by nabić licznik w Box office. Nie zdziwcie się jak nadejdzie trzecia część, stawiam na dokumentacje paradokumentalną, której druga część nie miała. Dziwne prawda?

Przejdźmy do bardziej ambitnych filmideł. Mogło się wydawać że materiał o opętaniach cierpi już na solidne zmęczenie i wykorzystanie wszystkich idei. A co powiecie na bardziej fantastyczne podłoże? Piekło, wieczne potępienie, demony z krwi i kości? A egzorcyzm stanowił by tylko małą kroplę w wielkim w morzu? To by było coś, sami ateiści z wywiniętym jęzor załapali by się na taka koncepcję ,tym bardziej, jeśli historia trzymała by się nieźle oryginału, a mianowicie komiksu pt. "Hellblazer". Keanu Reeves w roli młodego egzorcysty, zapadł mi bardziej w pamieć niż rola Hopkinsa jako emerytowanego księdza, który chciał za wszelka cenę udowodnić niedowiarkowi, że osoba opętana to osoba opętana a nie chora psychicznie (Rytuał). W Przypadku tego pierwszego filmu, sam scenariusz jest tylko jednym wielkim symbolem dla wierzących, ukazując piekło w dosadny sposób. Natomiast "Rytuał" to solidne przemyślenie na temat wiary. Szukamy odpowiedzi najpierw jako ateiści gdy utożsamiamy się z głównym bohaterem, potem reżyser serwuje nam pranie mózgu, i sami nie wiemy po której stronie stajemy. Scenariusz wyraźnie jednak podkreśla, że opętania nie mają nic wspólnego z podłożem psychicznym. Czy się z tym zgodzimy? Zależy od nas.

A oto Keanu Reeves walczący z demonami w samym sercu piekła

Filmy o egzorcyzmach cierpią na brak rozumienia. Osoby, które wierzą tego tam na górze ocenią refleksie reżysera pozytywnie. Reszta potraktuje to jako fantastykę. Na szczęście istnieją produkcje które chcą wytłumaczyć, że tak nie jest, że wcale piekło i niebo nie istnieje, a opętania są wymysłem tylko spoconych księży, którzy po niedzielnej mszy sięgają po wysokoprocentowe trunki za pieniądze obywateli.


"Rytuał" z 2011 roku nie jest dziełem wybitnym, ale stanowi idealny przykład, na film, który szuka racjonalnej odpowiedzi. Młody egzorcysta nie jest skłonny w to uwierzyć, dlatego poznaje starszego weterana, który chce mu udowodnić, że opętania to nie choroba psychiczna. Szkoda tylko, że w końcowych minutach filmu reżyser odpowiedział się tylko po jednej stronie widzów. Sam film byłby niezła refleksją dla ateistów jak i wierzących w Boga, tak ja to było w przypadku "Egzorcyzmów Emily Rose". Takich produkcji nam brakuję. A za którą stroną ty jesteś? Dobra koniec tej filozofii. Naszła mnie ochota na posłuchanie całego albumu Manson'a "Antichrist super stars". Chyba się nawróciłem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz