Wyszukiwarka

niedziela, 30 grudnia 2012

Lęk (2004) (Recenzja)



Tytuł: Lęk / Creep (2004)
Reżyseria: Christopher Smitch
Scenariusz: Christopher Smitch
Gatunek: Horror

Chorzy Doktorzy


Oryginalny pomysł i nie banalna koncepcja która stanowiła fundament danego filmidła to cechy rozpoznawcze horrorów europejskich. Często różniące się nie banalnym podejściem do tematyki znacznie różniły się od filmów za oceanu. Współczesne kino grozy to stan rozkwitu dla starego kontynentu, wiec widzowie kina niezależnego byli przyciągani jak magnes. Dla każdego coś dobrego. Jeśli lubisz wypruwające flaki, gwałty i tortury (tak jak ja) odnajdziesz się z pewnością w horrorach Francuskich. Jeśli natomiast cenisz sobie tradycyjne podejście do gatunku pokochasz te Hiszpańskie. Niestety wpływ amerykańskiej popkultury znacznie wpłynął na rewolucjonistów młodego pokolenia, a szkoda, bo kino grozy europejskie trzymały zawsze dobry poziom. Tak jak w stadzie u starego gospodarza, zawsze znajdzie się jakaś czarna owca...

Wielka Brytania nie słynie ze swoich bardzo unikatowych pomysłów na scenariusz, głównie to wynika z tego, że Anglicy lubią współpracować z hamburgerowcami. Christopher Smitch (reżyser filmu) oferuje nam filmadło o podobnym kontekście. Mało znany reżyser postanawia zadebiutować obrazem, równocześnie nie bojąc się wyjść z własną inicjatywą, ale także scenariusz opierać na sprawdzonych sposobach.

Młoda dziewczyna późną nocą trafia na stacje metra. Zmęczona imprezą zasypia. Budzi się po krótkim czasie, ku jej zdziwieniu zostaje sama w londyńskim metrze. Wsiada do ostatniego pociągu, także opuszczonego, jednak zatrzymuje się on w samym środku ciemnego tunelu. Wkrótce daje sobie sprawę, że ktoś, albo raczej coś ją obserwuje i nie zamierza mieć dobrych zamiarów.

Uwierzcie mi, bądź nie początek filmu nie sprawił mi totalny opad szczęki, choć zapowiadało się ciekawie. Dialogi śmieszne i trudno było mi nie oprzeć się wrażeniu, że oglądam komedie, a nie horror. Wiele razy wymiana poglądów i zdań słownych przez bohaterów sprawiły, że pojawiał mi się kilkakrotnie banan na mordzie. Głównie niektórzy aktorzy, a raczej ich bezmyślne postępowanie, które jest współczesną zarazą kina grozy na papierach scenariusza. Cały czas miałem wrażenie , że reżyser zaprosił do siebie aktorów o słabo rozwiniętym irolazie inteligencji, albo scenarzysta nie grzeszył inteligencją? A może jedno i drugie? Mhm.

Stara reguła powiada: im dalej w las tym więcej drzew, jednak w tym przypadku jest na odwrót. W połowie filmu , dzieło Smith'a nabrało prawdziwych rumieńców i znacznie podwyższyło moją ocenę stosunku do tego straszydełka. Pomijając fakt, że sami bohaterowie filmu pchali się na śmierć, poza tym było całkiem solidnie. Nastawiałem się jednak na typowe kino nastrojowe, wszak takich elementów jak na tą odmianę horroru nie brakuje, to jednak przeważają sceny gore, a głównie to zasługa mody na tworzenie takich filmów z tego pokroju. Efekt "jump'a" zaznacie tylko kilka razy, więcej razy na waszej twarzy pojawi się obrzydzenie jeśli należysz do wrażliwej klienteli, niż potencjalny strach przed tym czymś co czaji się za rogiem i wyskoczy na główną bohaterkę.

Pomysł nie jest zły i potencjał reżysera daje o sobie znać w ostatnich 25 minutach filmu. Maszkara, która urządza sobie polowanie na naszych bohaterów jest przedstawiona w bardzo ciekawym świetle, aż chce się dowiedzieć więcej informacji na jego temat, więc sam nie mogłem doczekać się finału tej masakry. Oczekiwałem solidnego kopa w klejnoty ze strony producentów, opadu szczęki lub cokolwiek, a końcówka filmu sprawiła, że nie doczekałem się nawet lekkiego plaskacza. Dlaczego? Zakończenie filmu jest takie jakby go nie było, więc gdy ujrzałem napisy końcowe, to długo nie mogłem uwierzyć, że film się skończył. Zatem nie oczekujcie jakiś wyjaśnień lub powodów, dlaczego to wszystko się odbyło. Reżyser w czasie seansu daje nam wskazówki które na własny sposób należy zinterpretować i sami odpowiedzieć sobie na nurtujące nas pytania. Widać tu wyraźnie inspiracje Thrillerów jakie wyszył spod ręki Stanleya Kubrick'a. Empatia do potworka? Doszukując się w nim jakiegokolwiek człowieczeństwa? Namiastki tego, że to coś było kiedyś takie jak my? No dobra, dobra super, ale to już wszystko gdzieś widziałem...

Reasumując. Pod koniec filmu reżyser chce się zabawić widzem, lecz nie za bardzo dobrze mu to wychodzi. Powodów jest kilka mi.n dlatego, że operuje on dość oklepana koncepcją, albo ma zbyt mądre zabawki... Jeśli szukasz porządnego horroru sięgnij po coś z wyższej półki. A horrorów Europejskich na lepszym poziomie znajdziesz poza granicą Wielkiej Brytanii, podróżując np. do Francji, albo Hiszpanii. "Lęk" to raczej lekkostrawny horrorek o którym szybko zapomnę, a szkoda, bo zabawa w doktorów nie była takim złym pomysłem...

OCENA: 7.0

sobota, 29 grudnia 2012

Nieznajomi (2008) [Recenzja]



Tytuł: Nieznajomi / the Strangers (2008)
Reżyseria: Bryan Bertino
Scenariusz: Bryan Bertino
Gatunek: Horror


Goście, goście...

Kto z Was potrafi przyjąć na klatę nawet najbardziej gorzką prawdę? Prawda, która tkwi zazwyczaj na końcu, i która może dla wielu okazać się szokująca. Ale ją zdradzę od razu. Bo nie mogę się powstrzymać. A prawdą i to jak najbardziej szczerą, jest fakt, iż film, nie jest oparty o prawdziwą historie. Wszystko, sobie reżyser sam wymyślił. Przyszedł czas na deser. "Nieznajomi" to zwyczajny remake genialnego francuskiego dreszczowca pod tytułem"Ills". Prawdę już poznaliście. Czas wyciągnąć wnioski. Dosyć traktowania widza jak idiotę...

Filmidło rozpoczyna się jak romantyczna opowiastka, o lekko gorzkich rumieńcach. Młoda para wraca z wieczornej imprezy, późnym wieczorem do przytulnego domu. Są sami, jest późno. Czas rozpalić w kominku, wyciągnąć z lodówki drogie wino, i poopowiadać sobie słodkie słówka. Romantyczny wieczór we dwoje, które potem szlag trafi,przerywa niespodziewane pukanie do drzwi. Lśniące miłością, upojne chwile przeradzają się w istny koszmar.

Bryan Bertino, długo czekał, aż jego film wejdzie w obieg światowej dystrybucji. Do projektu zaangażował mało znanych aktorów, no może poza Liv Tyler, która wygląda jak ta z Armagedonu. Tylko tam grał ciut lepiej. I nic poza tym, mamy tylko dwoje głównych herosów. Sama konwencja to połączenie slasheru z dreszczowcem. Można jednak śmiało uznać, że słowo slasher jest lekko przesadzone. Bertino, bawi się trochę w Hitchocka, uzmysławia nam, że prawdziwe zagrożenie stanowią obcy nam ludzie. I tylko dom jest miejscem gdzie można uchronić się przed złem. Ale zbyt późno powstał film, by widzowie mogli być zaskoczeni. Gdyby "Nieznajomi" powstali 30 lat wcześniej, zapewne dziś w tym miejscu patrzylibyśmy na film jako przełom w historii kinowej grozy. Hitchock był pierwszy, może to nawet lepiej...

Akcja rozgrywa się bardzo szybko. Napięcie towarzyszy nam niespełna przez 3/4 seansu.Oglądany w odpowiednich warunkach, może przestraszyć, ale raczej mniej wyrafinowanych odbiorców. Wszystko wiedzący Kinofil raczej poszuka sobie coś innego. Klimat jest gęsty, zimny i ponury. "Jumpy" są tu na porządku dzienny, tak samo jak zdanie typu "Zostań tu, ja sprawdzę co się dzieje" i tak jakoś jeszcze 15 razy...

Oprawcy w tajemniczych białych maskach, robią wrażenie ale tylko na początku filmu. W gruncie nie ma tu nic innego, czego byście nie spotkali w innych filmach tego nurtu. Na koniec liczyłem chociaż na solidnego plaskacza, w postaci idealnie zaserwowanego niespodziewanego zakończenia. Dostałem cios po niżej pasa, i lekko zniesmaczony opuściłem skromny seans.

Dreszczowiec, który w ostateczności, nie mając nic lepszego na półce, można obejrzeć, ale nie spodziewajcie się fajerwerków. Wystawiłem ocenę 6, bardzo niewygodną w odbiorze. Myślę, że warto jednak samemu ją zweryfikować. Filmidło idealne do oglądnięcia z dziewczyną, lecz wpierw takową należy mieć. Resztę odsyłam do francuskiego fenomenu "Ills", tam znajdziecie więcej pokładów napięcia i spływających dreszczyków po plecach. Gęsty klimat i napięcie, to praktycznie tyle, ile zaoferował nam Bryan Bertino. Tylko tyle, i aż tyle.

OCENA: 6.0

piątek, 28 grudnia 2012

Czarnobyl. Reaktor Strachu (2012) [Recenzja]


Tytuł: Czarnobyl. Reaktor Strachu / Czarnobyl Daires (2012)
Reżyseria: Bradley Parker
Scenariusz: Oren Peli
Gatunek: Horror

Radioaktywne Sillent Hill

Człowiek jest istotą złożoną, jeśli większość tak nakazuje inni go posłuchają. Zrecenzowałem wiele horrorów i filmów nie raz zdarzały mi się filmy, które wedle swojej oceny na największych portalach internetowych zbierały słabe noty, jednak w moim odczuciu były to filmadła warte swej uwagi. Nauczyło mnie to, że nawet ocenie danego filmu nie należy się sugerować. Opinia recenzenta zbiegiem czasu ulega zmianie, a co za tym idzie? Zmienia się nas podgląd na dzieło, patrzymy z innej perspektywy, dostrzegamy aspekty jakie wcześniej w ślepo byliśmy zapatrzeni. Recenzja nie jest wyznacznikiem czy dany film jest hot or not, ma tylko skłonić bądź zarazić widza od obejrzenia danej produkcji. A jak się pewnie domyślacie, zraziły mnie opinie i średnia ocen filmu, który mam zaszczyt zrecenzować, dlatego zwlekałem, z jego obejrzeniem. W końcu postanowiłem się przełamać i wypożyczyć to skromne filmadło. No pewnie mogłem lepiej wydać te 8 zł i 50 gr, sami widzicie życie recenzenta często skłania do poświeceń...

Internet jest bezlitosnym miejscem do zaistnienia filmu. Głupi zawsze potrzebuje poparcia tłumu, i zawsze ktoś pójdzie za ciosem. Takimi pechowymi okolicznościami padła jedna z najnowszych produkcji twórców Paranormal Activity, którzy przedstawiają dość luźną i fikcyjną historię nawiązującą do wybuchu reaktora w Czarnobylu. Pomysł niezły trzeba tylko go dobrze wykorzystać i tego się obawiałem podczas seansu.

Czterech przyjaciół pragnących niezapomnianych wrażeń podróżuje po starym kontynencie szukając ciekawych miejsc do zwiedzania. W pewnym momencie dostają propozycje na ekstremalne zwiedzanie w opuszczonym mieście o nazwie Prypeć. Kilkanaście mil od wybuchu reaktora. Wkrótce wraz z przewodnikiem docierają na owe miejsce. Jak się później okazuje miasto nie do końca zostało opuszczone...

Sama koncepcja nie jest zła. Oren Peli (reżyser) po raz kolejni wykorzystuje swój potencjał w scenariuszu jako chleb powszedni. Zdarzają się watki, oklepanie i przewidywalne, które słabo bronią się dzisiaj przed wszystko wiedzącym widzem. Możecie zgadywać, dlaczego nie pojechali w drogę powrotną, tak macie racje, samochód nie chciał odpalić...

Twórcy film dość umiejętnie kierują akcją filmu. Nie ma bowiem tu głupich wybryków bohaterów, o dziwo fabuła jak i historia nie jest do bólu przesadzona. Jak wiadomo z takimi elementami boryka się dzisiejsza filmowa groza. Krew i flaki nie ucieszą waszych oczów, ponieważ nie ma tu efektów gore. To kino nastrojowe pełną gębą, a "jumpery" czekają na widza w podsyconej formie. Klimat i nastrój sprawia efekt przytłoczenia, ciemne korytarze, ponura atmosfera, te czynniki wpływają znacząco na widza pobudzając wyobraźnie. I może dlatego Oren Peli serwuje nam danie, które zostało podane kapitalnie.

Scenariusz nie jest odkrywczy. O ile gra aktorska stoi na wysokim poziomie to dialogi niektórych z bohaterów są porostu durne. Kłopot polega na tym, że Oren Peli nigdy w tym aspekcie nie był dobry. Brakuje też sosu, który w pikantnym smaku doprawił by meni twórców, mam namyśli o ścieżce dźwiękowej, które jest tu porostu jak na lekarstwo...

Nie liczcie na przełomowe zakończenie tej historyjki. Ostatnie końcowe minuty filmu sprawiły, że znacząco obniżyłem ocenę tego filmadła. Sceny są naiwne, a zakończenie można porównywać do wielu filmów o podobnej konserwatywności. Tak to już bywa, im w dalej las, tym więcej drzew, w tym przypadku na samym końcu spotykamy się z rozrastającą dżunglą.

Słowem produkcja twórców Paranormal Activity nie jest filmem złym, nie jest także dziełem, które koniecznie trzeba wpisać na liście "must watch". Reaktor strachu jest jedną z nielicznych nastrojowych straszydełek, które potrafią przestraszyć, mam oczywiście namyśli kończący się rok 2012-sty. I chwała twórcą za to.

Dla kogo? Jeśli trawisz współczesne kino grozy i takie tytuły jak [Rec], Paranormal Activity łykasz bez popitki, to film idealnie wpasuje się w Twój wypaczony gust. Jeśli sceptycznie podchodzisz do kina grozy, a współczesne dzieła uważasz za kpinę kinowej grozy, to nie tędy droga mój drogi. Reszcie Klienteli radze omijać ten film skromnym łukiem.

OCENA: 6.0

niedziela, 23 grudnia 2012

Przejaw formy nad treścią: Doktryna Szoku


Horror - jak to łatwo powiedzieć. Gatunek, który ma długą historie i jeszcze dłuższe rozgałęzienie.Widzowie  związani swoistą  przysięgą Hipokratesa, jednogłośnie twierdzą, że dobry i prawdziwy horror powinien spełniać swoją role - straszyć. Jednak są jednostki (czyt. Twórcy)  którzy owym kinofilom, powinni przynosić światło tak jasne jak przysłowiowe światełko w tunelu. I nie oszukujmy się! Niema nawet powodu by kręcić nosem i pluć sobie w brodę. Horror jest na tyle rozgałęzionym gatunkiem, że twórcy doszczętnie wyciśneli z niego niemal wszystko. Toteż mamy tak genialne gatunki jak gore. Jednak istnieją jeszcze inne bardziej skrajne i brudne podgatunki. Wystarczy, że spocony 15- latek, podczas przeglądania Red Tube, naciśnie o jedno enter za daleko. Wyraz twarzy gimbusa przyrównamy do tzw: "Schock Walue"


" Widz także lubi gdy w jego krwiobieg są pompowane soczyste litry płynnej adrenaliny. Doktrynę  szoku powinien doznać każdy widz "

Człowiek czasem potrzebuje adrenaliny. Widz także lubi gdy w jego krwiobieg są pompowane soczyste litry płynnej adrenaliny. Doktrynę  szoku powinien doznać każdy widz. Twórcy serwują ją nam na rożne sposoby. Chociażby poprzez zaskakujące zakończenie. Wtedy obraz na długo pozostaje w pamięci widza. I oto chodzi właśnie twórcom (do dziś w głowie mam ostatnie sceny z Oldboya). Wywołanie szoku u widza wiąże się z wyjątkowością obrazu. Bo przecież ludzie lubią być zaskakiwani, a takie aspekty zostają w głowie na długo. Jednak są twórcy, którzy całkiem w inny sposób dbają o wysokie ciśnienie u widza. Oglądając krwawe i do cna obrzydliwe filmy gore (czy te klasyczne czy chociażby z pokroju "Saw") też zostaniemy dotknięci doktryną szoku. Snuffy i extremy gore to zawsze oczko w głowie dla otyłych sadomasochistów. Przeciętnego widza, te odchyły gatunkowe zszokują. Wyrafinowanych poszukiwaczy "szoku" za swój target obiorą sobie własnie takie filmy.A więc już wiadomo, dlaczego popularność takich filmów sieci jest podekscytowana nie tylko docelowym widzom. Coraz częściej powstają filmidła które bardziej szokują niż straszą. Potencjał w takich filmach jest ogromny, bo przecież wszystkie historyjki o nawiedzonych miejscach i zjawiskach paranormalnych w końcu się znudzą, a rzekomo nie trzeba wcale wiele by zszokować widza, by ten pamiętał nasz film jeszcze długo po seansie. I chwała im za to. Bo przecież dlaczego mamy tkwić w martwym punkcie skoro można wybiedz dalej?

sobota, 22 grudnia 2012

Z Innej Beczki: Ładunek 200 [Recenzja]

Tytuł: Ładunek 200 / Gruz 200 (2007)
Reżyseria: Aleksiej Bałabanov
Scenariusz: Aleksiej Bałabanov
Gatunek: Dramat

Ateista, Naczelnik, Dwa Bratanki...


Nienawidzę rzeczy na siłę koloryzowane. Nie lubię cieć i pośredniości. Skrywania prawdy i odwracania kota ogonem. Wole dostać solidnego kopa bez stosowania zbędnych sztuczek. Czym jest rosyjski film "Ładunek 200"? Mniej więcej tym, co przed chwilą opisałem...

Aleksiej Bałabanow - reżyser filmu, jest niczym Emir Kusturnica dla bałkańskiej kinematografii. Jego obrazy zawsze wypełniają się głębokim echem i prawie zawsze mają gorzki podtekst polityczny. Wielokrotnie nagradzany za filmy, tym razem chwycił za kamerę i postanowił wyreżyserować historie, która wydarzyła się naprawdę w 1984r. I jeśli pomyśleć faktycznie, że historia w filmie wydarzyła się serio, dostajemy pierwszego solidnego kopa w rodzime klejnoty. A więc 1:0 dla Bałabanowa..

Tak jak wspomniałem, punktem wyjścia dla reżysera była historia oparta na faktach:ZSRR, rok 1984, niedługo nastanie Pierestrojka. Tymczasem w małym mieście, gdzieś na dalekiej prowincji, zostaje porwana córka lokalnego sekretarza partii. Nie ma świadków. Ani żadnych podejrzanych. Tego samego wieczora, na przedmieściach, zostaje popełnione brutalne morderstwo. Sprawcą jest właściciel domu. Oba śledztwa są prowadzone przez kapitana milicji Żurowa...

Wielowymiarowość bohaterów daje niewątpliwie znać. Dostajemy mroczny obraz, syfu i plugastwa, chorego spojrzenia na życie codzienne. Każdy z bohaterów wielokrotnie przewija się przez bagno chorego ustroju. Reżyser daje śmiało do zrozumienia, w Rosji nic się nie zmieniło. Co z tego, że Lenin i Stalin smacznie śpią w trumnach, skoro nawet na prowincji Rosji, daje osobie znać bydło komunistycznego ścierwa. Można by gdybać, że autor ma osobliwy stosunek do problemu gwałtu. jednak nie zaprzeczajmy, obraz w dużym stopniu serwuje tzw. Schok value, nie jeden widz oglądając film Bałabanowa z otwartą gęba z trudem wykrztuszając słowa What's the Fuck, będzie przerażony, że historia miała rzeczywisty wymiar.

Niema tu owijania w bawełnę. To film dla ludzi o mocnych nerwach. Choć to dramat/thriller to jednocześnie horror tamtych czasów. Obraz chorej obojętności, dewiacji, wielkich komunistycznych szmerów. Swoisty obraz rozpadu i degradacji.I w gruncie rzeczy, w tym jednym zdaniu podsumowałem prawdziwość filmu "Ładunek 200".

Jednakże, subiektywnie spoglądając na te rosyjskie filmidło, jako wierny fan rozprutych brzuchów i pompowania czerwonego koktajlu, spodziewałem się bardziej pikantnych scen jak na rosyjskie kino. takich też nie brakuje, jednak liczyłem na coś więcej. Dozując wartości filmu, nie specjalnie też spodziewajcie się krwi bo to nie gore. Zważywszy na to, że to obraz chory, raczej mamy tu na myśli osobliwe zbrodnie czerwonej Rosji. Film posiada jakieś tam wartości i głębszy przekaz, ale poco to interpretować? Skoro producenci bez mrugnięcia oka, serwują nam danie, przypominające undergroundowe produkcje. Film w sam sobie to wielki przekaz dla Rosjan. Dla polaczka, który tradycyjnie co niedziele zasiądzie z rodziną do obiadu (koniecznie schabowy) będzie to obraz ryjący banie. Racja, biorąc pod uwagę prawdziwość historii, tak, ryje banie.

Dla kogo? Na pewno nie dla tych którzy lubią Happy End, koloryzowania historii, i fikcyjnych opowiastek. Dla tych, którzy szukają mocnego ciosu poniżej pasa. Bez czerwonych dywanów, reflektorów, fleszów z aparatów, amerykanizacji, lśniących przekazów. Gorzki obraz rozpadu uderzający w słaby punt komunizmu. Obraz brudny plugawy, ale! Cholernie prawdziwy. Jeśli odnaleźliście się w ostatnim zdaniu, to ładunek 200 wciągniecie bez problemu. Innym stanowczo odradzam. Zapewniam, ze po seansie jeszcze długo będziecie chodzić z otwartą gębą. Wypijmy za to, szklankę czystego spirytusu. Takiego stritce rosyjskiego, koniecznie.

OCENA: 8.0



piątek, 21 grudnia 2012

Przez pryzmat serii: [Rec]



Ktoś kiedyś powiedział, że nie zawsze ilość przekłada się na jakość, a proste z założenia pomysły nie muszą mieć większego poparcia budżetowego by odniosły sukces na skalę wysokobudżetowych kinowych premier. Taka reguła w świecie kinowej grozy kilka razy się potwierdziła, najpierw przez oszustwo później jednak rozkwitła na nowo. Idea tym schodzi na pierwszy plan, a dolary na dalszy.

Na moim blogu wiele razy wspominałem o horrorach paradokumentalnych, ale nie będę się powtarzał. Teraz skupię się na konkretnej serii którą zna każdy fanatyk straszydełek. Postaram się spojrzeć przez te trzy części łaskawym okiem i porównać je do siebie. Za pewnie wyciągnę wnioski jak pomysł w oczach reżysera uległ degradacji.

[Rec]

Jest rok 2007. Kino grozy zostaje zalewane coraz to bardziej krwawymi odsłonami "Piły", lecz nie koniecznie sensownymi. Gore  króluje nad nastrojowymi tytułami, a Amerykanom brakuje pomysłów. Odgrzewane kotlety jeszcze nigdy nie były tak gorące, a tasiemce tak długie. Jednym słowem rok 2007 nie jest wybitnym okresem dla horrorów. Kryzys klasy średniej? Możliwe.

Istnieją tytuły, które bez większego huku, nagle, od zaraz wpadają na rynek i do kinowych dystrybucji. Jednych z takich perełek, wówczas mało znanych było dzieło Hiszpańskiego filmowca Pico Plazy o jakże unikatowym tytule [Rec]. Ten Hiszpański horrorek z pozoru nie winny najpierw opanował stary kontynent, a później odniósł sukces na zachodzie. Amerykanie jak to Amerykanie, lubią żerować na sukcesie innych, co w efekcie przyczyniło się do powstania ich własnej wersji "Kwarantanna" (ale oryginalna nazwa co nie?). Żaden szanowany fanatyk horrorów nie uzna to dzieło za wybitne, zresztą jak każdą hamburgerową papkę, która została skradziona jak dobrze wiemy bardzo często Azjatom.

Dlaczego [Rec] jest horrorem wartym uwagi? Dlaczego każdy miłośnik straszydełek powinien sięgnąć po ten tytuł? Odpowiedz jest prosta: to fenomen sam w sobie, pomysł i banalna realizacja przed którą mogą zarumienić się kinowe hity. Kamera kręcona z ręki dobrze nam znana z "Blair Witch Project", tutaj nabrała jeszcze lepszego smaku, bo zamiast ciemnego lasu, mamy starą kamienice w której grasuje nieznana epidemia zamieniająca ludzi w krwiożercze bestie. Zombie w tym przypadku to za dużo powiedziane. Pico Plaza nie dał się ponieść fantazji produkcją klasy b przez duże "B". Dewianci po jego myśli to po prostu agresywni ludzie do których ciągnie ludzkie mięcho, a charakteryzacja w niczym nie przypomina znanym nam dobrze umarlakom. Można powiedzieć, że reżyser stworzył realną epidemie truposzy, jednoznacznie twierdząc, że Hiszpańskie zło ma w sobie realne podłoże. Nasuwa się skojarzenie z "28 dni później", a potem kontynuacją w której "zombiaki" padły z głodu. Fikcja, fikcją, ale Hiszpanie dobrze wiedzą jak zaciekawić widza i co najważniejsze przestraszyć go na poziome realistycznym, a ułatwia to nie tylko kamera, przez którą możemy się poczuć jak ofiary wydarzeń dziejących się na ekranie, a samo założenie przez które słowo "zombie" niekoniecznie musi mieć fikcyjny mianownik.

Reporterka lokalnej telewizji i towarzyszący jej kamerzysta. Co za inwersja nieprawdaż? W tym przypadku nie ważne czy chcemy czy nie, stajemy się oczami gościa trzymającego kamerę. Będziemy mu towarzyszyć do ostatniej chwili życia, tak jak by my właśnie nagrywali nie ludzkie wydarzenia dziejące się w kamienicy wraz z grupą straży pożarnej ,która na wezwanie przyjechała w skazane miejsce. Całość zaskoczy was jak nigdy przedtem, nie spodziewajcie się nudnych chwil jak w przypadku "Blair Witch Project" w tym filmie nie ma na to czasu. Jesteśmy wplatani w coraz to bardziej przerażające wydarzenia, trzymające nas za serce, aż do samego finału w którym wszystkie wasze podejrzenia zostaną zdegradowane przez końcowe sceny

Plaza wprowadził powiew świeżości do świata filmowego horroru. Zaczęła się moda na Hiszpańskie horrory, a także na paradokumentalne. Powstanie drugiej części było tylko kwestią czasu.

[Rec] 2

Finał poprzedniej części sprawił, że wielu ciekła ślinka na wieść o sequelu. Ten sam reżyser, ta sama ekipa, nic w tym przypadku nie mogło zawieść. Na kontynuacje czekamy nie całe 2 lata, a [Rec] znów straszy w kinach, nie wszystkich rzecz jasna. O ile "jedynka" wielu przypadła do gustu, to drugą część należy pokochać, albo znienawidzić. Fanatycy uważają , że jest to jeden z niewypałów jakie nie powinny powstać. Błędne koło się zamyka, ponieważ inni twierdzą, że jest to całkiem udana kontynuacja.

Ten kto weźmie się za policzenie udanych sequeli kina grozy współczesnego XXI wieku, uwierzcie mi nie przeliczy się. Dlatego uważam, że "dwójeczka" nie jest najgorszym. W dobie dzisiejszych ogrzewanych kotletów potencjał Plazy wniósł wiele nowych wątków do kolejnej części. Jak wiadomo sequele jakie nawiedzają naszą kinematografie to te same produkcje często troszkę lub bardziej gorsze od swoich poprzedników, nie wiele wnoszących nowych rzeczy do scenariusza. Oglądając [Rec] 2 miałem wrażenie, że twórcy nie chcieli popełnić takiego błędu, jest jednak druga strona medalu, która niekoniecznie przyczyniła się do "zastraszenia" potencjalnego konesera.

Do kamienicy jaką dobrze pamiętamy przyjechał oddział elitarny SWAT. Mają oni za zadanie sprawdzić czy ktoś ocalał i powstrzymać zło czające się za kątem. Jak za pewnie się domyślacie, każdy z członków tej zacnej załogi posiadał oddzielną kamerę, przez którą zobaczymy jak dany "żołnierzyk" w efektowny sposób kończy swój żywot. Na początku jest dobrze, ponieważ jesteśmy prowadzeni przez jedną kamerę, później jednak fabuła skręca na inny tor, bo obserwujemy wydarzenia z innych perspektyw. Nie jest jednak, aż tak źle. Walka o życie przerodziła się z zwykłą nawalankę na karabinki. Chłopaki padają ja muchy od tej strzelaniny. Realizm oraz klimat nagle się ulatnia by powrócić za moment. Doświadczymy tych elementów jednak o wiele mniej niż 2 lata temu i to jest jedną z poważniejszych wad tej "perełki". Zakończenie jeszcze bardziej zagadkowe i przerażające, jednak nie jest ono wyznacznikiem całej konserwatywności jaką zaserwował nam Plaza od początku. Jednym słowem widać znaczny wpływ amerykańskich obrazów na ideę Hiszpańskich filmowców. Szkoda jednak , że po premierze reżyser nie złożył broni...

[Rec] 3: Genezis

Gdybym nie wiedział, że powstaje trzecia część, a usiadł bym wygodnie przed telewizorem, odpalił bym film nigdy wcześniej nie wiedząc o premierze trzeciej części, to powiem wam jedno. Nie miałbym pojęcia, że oglądam kontynuacje [Rec]....

Już wyjaśniam dlaczego. Fani doznali niezłego szoku. Nic bardziej mylnego [Rec]: 3 Geneza nie jest horrorem paradokumentalnym, ponieważ oglądamy wszystko z normalnych obiektywów. Na początku kamera z jednej ręki ukazuje nam jak epidemia się rozpowszechnia jednak są to sceny, które trwają kilka minut. Dlaczego jednak w tytule jest "[Rec]"? Why?

Przypomnijmy sobie na czym polegał ten fenomen jaki mieliśmy okazje obejrzeć w 2007 roku. Przede wszystkim realizm, który został stworzony przez tryb "Found Footage". Napięcie, ciemne korytarze i jedna kamera. Epidemia która niczym nie przypomina typowego zombie movies. Oglądając najpierw pierwszą część, a potem trzecią wyraźnie widać jak zmieniły się upodobniania reżysera. Mieliśmy kino nastrojowe, a w "Genezie" dostajemy gore w stylu amerykańskiego bezmózgowca na lekkie seanse. To nie jest ten sam [Rec] jaki oglądaliśmy 5 lat temu i trudno w to uwierzyć.

Zombiaki także przeszły poważną transformacje. Teraz zachowują się jak w latach 80-tych w produkcjach klasy b zombie mowies. Powolne i soczyście obrzydliwe. Jednak to nie są te same unikalne Hiszpańskie zgniłki jakie pokochaliśmy. Na domiar tego prequel w tytule "Geneza" to istna kpina z widza. Fabuła nie skupia się na genezie powstania zarazy, więc śmiało można stwierdzić to  maniakalane reklamowanie swojego "dzieła". Krew, flaki, jeszcze nigdy nie były tak uwiecznione w hiszpańskich produkcjach nastrojowych. Macki Amerykańskiego kina dopadły na dobre Plaze i nie chcą puścić. Wpływ tasiemców i kiczowatego zombie mowies z elementami gore zlansowały mózg całej ekipie studia filmowego. Do dziś nie potrafię tego pojąc jak można tak przypalić odgrzewanego kotleta i zawieść tylu fanów. Gdyby to była amerykańska parodia [Rec] to przełknął bym to z bananem na mordzie, a tak gardzę i nie mogę uwierzyć, że to prequel skromnego, Hiszpańskiego straszydełka jakie pokochałem od początku. Czas umierać.

Niedługo na dużych ekranach [Rec]: Apokalipse. Wątpię jednak by czwarta odsłona wprowadziła by świeżego powiewu do całej serii, tym bardziej, że reżyser pozostaje ten sam. Mamy jeszcze czas na ciche nadzieje, i składanie modłów.  Przez ten pryzmat wyraźnie widać jak zmienił się reżyser oraz części względem siebie. W dobrym kierunku niestety nic nie zmierza, a to przecież nic takiego, przecież jesteśmy wypaczonymi kinomaniakami przyzwyczajeni do amerykanizacji znakomitych potencjałów. Trzeba zaopatrzeć się o zapas popcornu, tak na wszelki wypadek...

Oceny:




Tytuł: [Rec]
Twórca: Pico Plaza
Gatunek: Horror

Realizm: 8.5
Napięcie: 9.5
Klimat: 9.5

Podsumowanie: Jeden z najlepszych i najstraszniejszych horrorów współczesnej grozy. OCENA: 10.0





Tytuł: [Rec] 2

Twórca: Pico Plaza
Gatunek: Horror

Realizm: 8.0
Napięcie: 7.5
Klimat: 8.0

Podsumowanie: Udany sequel, jednak nie straszy tak samo jak jego poprzednik. Fani powinni być zadowoleni. OCENA: 9.0



Tytuł: [Rec] 3: Genesis
Twórca: Pico Plaza
Gatunek: Horror

Realizm: 6.0                  
Napięcie: 2.0
Klimat: 1.5

Podsumowanie: Jeśli oczekujecie komedii to się nie zawiedziecie. Parodia [Rec] przyprawiona o efekty gore. OCENA: 4.0