Wyszukiwarka

sobota, 20 kwietnia 2013

Z innej Beczki: Bękarty Wojny (2009)[Recenzja]


Tytuł: Bękary Wojny / Inglourious Basterds
Reżyseria: Quentin Tarantino, Eli Roth
Scenariusz: Quentin Tarantino
Gatunek: Wojenny


Dobry szkop to martwy szkop


Tarantino to albo kpiarz, albo filmowy zbrodniarz. Jego nietypowy styl reżyserki z jednej strony po części jest pastiżem, po drugiej stronie swego rodzaju kinem nietuzinkowym. Swoją pokrętną wizją dzieciaka z wypożyczalni filmów VHS, mógłby zarazić nie jednego filmowca. Ale poco? Skoro reszta woli spijać śmietankę, tworząc komercyjne zlepki jedynie dobrych pomysłów. Gdy jednak pojawia się nowy film Quentina, jest to nie tylko dobra gwarancja jakości z wysokiej półki gdy mamy akurat ochotę się sponiewierać, ale także swoistego rodzaju bariera, która może przekroczyć tylko Tarantino. W telegraficznym skrócie: Udało mi się w końcu położyć łapska na jednej z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Tarantino "Bękarty wojny". Choć tematyka wojenna średnio mnie interesuje, to Tarantino przygotował niezła papkę, którą łyknąłem na sucho. Mózg rozpryśnięty na ścianie jednego z żołnierzy Gestapho, zawsze jest bardziej rajcowny niż sentymentalne przesłanki na temat wojny i okrucieństwa, które i tak dotkliwie nadgryzł ząb czasu. Jeśli brzmi to dla Ciebie jako bełkot, pożegnaj się z oryginalnym kinem. No chyba, ze jesteś Żydem.

Akcja Bękartów wojny początkowo rzuca nas do okupowanej Francji. Shosanna cudem przeżyła egzekucje swojej rodziny, z rąk nazistowksiego pułkownika Hansa . Udaje się jej jednak uciec. Dociera do Paryża gdzie przyjmuje nową tożsamość, jako właścicielka i operatorka małego kina. W tym samym czasie, pułkownik Aldo Raine rekrutuje drużynę bezwzględnych żydowskich żołnierzy, którzy mają za zadanie potępić nazistów. Przyjmują nazwę "Bękarty Wojny" stając się sławni na tle III Rzeszy. Razem z aktorką Bridget von Hammersmark, która pracuje dla aliantów, planują zamach na kluczowych reprezentantów III Rzeszy. Wkrótce losy wszystkich skumulują się w niewielkim kinie, gdzie także Shosanna planuje swój odwet.


Całość brzmi może literacko, ale nie martwcie się, fabuła nie jest skomplikowana. Bynajmniej nie tak jak filmy Woodiego Allena. Tarantino w subiektywny jak zawsze sposób, podziela film na rozdziały, tworząc specyficzną aurę narracji, która jak zawsze stanowi ukłon w stronę starej szkoły. Dla fanów, to zbędna rekomendacja, bo po Tarantino można się spodziewać praktycznie niemal wszystkiego. Błyskotliwe dialogi, niespodziewane obroty akcji i żonglerka stereotypami na temat II wojny światowej - wygląda to świetnie, bo albo zapłaczesz, że film lekko odstaje od z góry nałożonej konwencji kina wojennego, albo zaczniesz szaleńczo chichotać na widok mierzonego w jądra pistoletu wojennego o typowo niemieckiej posturze, albo zaczniesz skakać z zachwytu na widok tak bardzo oryginalnego przedstawienia historii, że to niemal niemożliwe, albo po prostu jesteś Żydem, którego bardziej rajcuje obraz obleganej kiczem sceny rozczłonkowania karabinem maszynowym nazistowskich ss niż heteroseksualistę wszystkie filmy Woodiego Allena. No chyba, że od lat kochasz filmy Tarantino i zbędna rekomendacja wydaje Ci się zbędna i wymęczona. Tak jak ta recenzja.


O kunszcie wysokoprocentowego aktorstwa z najwyższej półki niema co się za bardzo rozpisywać. Same nazwiska promujące dzieło robią wrażenie. A na samą myśl, że w jednym film spotykają się jednocześnie Brad Pitt, Christoph Waltz, Michael Fassbender, Daiane Kruger i Till Schewgier u niejednego wywołają palipitacje serca, a dla drugiego będzie to swojego rodzaju fetyszyzm, gdzie gwiazdy wielkiego formatu spotykają się by nakopać nazistom w pełnej intryg opowiastce, którą serwuje mistrz kiczu. Albo mokry sen, albo wyśrubowana co do milimetra wizja Tarantino, która na tle mściwej panny młodej wypada na równi. Film, praktycznie niema wad, stanowiąc nie lada rozrywkę, którą ogląda się przypieczętowany do ekranu, jednak jak by ktoś natarczywie szukał, i tak były by to małe rysy na o szlifowanym i lśniącym diamencie. Więc po cholerę szukać tutaj wad? No chyba, że jesteś Niemcem.

Segment scenograficzny wypada filmie przyzwoicie, tak samo jak kostiumy i idealnie dobrane gadżety. Obraz w ogólnym rozrachunku jednocześnie może stanowić wariacje na temat innych, wysoko budżetowych przedsięwzięć. Ogólno eksplorowane pojęcie zemsty przez Tarantino wygląda w filmie zabójczo, zważywszy na fakt, iż realia w którym umieścił swój film Tarantino, idealnie do siebie pasują w świecie intryg, fałszerstw i szpiegostwa. Najnowsza obrana konwencja wojny secesyjnej i niewolnictwa wydawała się być tylko kwestią czasu, by wymajstrować zemstę w syntezie kiczu. Oczywiście.


Ktoś kiedyś powiedział, że Tarantino jest za dobry by otrzymać Oskara. Może i lepiej, bo w ostateczności statuetka powędrowała (zasłużenie) do Waltza. Ale nie łudźmy się. Tarantino tworzy nowe pojęcie kina niezależnego, i pomimo że Bękarty Wojny równie dobrze można promować samą obsadą, ten film i tak jest rewelacyjny dobry, stanowiąc jednocześnie małą pogardę dla innych reżyserów, którzy promują swoje dzieła znanymi nazwiskami. Tarantino ma talent do obsady, ale nie tylko do obsady. I nawet odrobinę trochę ociera się o komercje, ale może i to nawet dobrze, że ktoś usłyszał historie żydka rozłupującego kijem bejsbolowym czaszki nazistów. Ja chyba resztę dnia spędzę w pobliskim pubie, zamawiając trzy Szkockie. Ale nie zamierzam spoglądać pod stół. No chyba, że byłbym Żydem.

OCENA: 9.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz